Praca przy Festiwalu „Nie tylko gospel”

Przyjemna, ważna, dająca dużo wrażeń i kontakt z wieloma świeżo poznanymi ludźmi. Przede wszystkim artystami, dla których tak często odwiedzamy strony Internetowe, żeby dowiedzieć się o nich coś więcej. Wiemy jakimi są artystami, ale ludźmi? Ja przepracowałam wiele lat w Filharmonii Wrocławskiej mając kontakt z największymi artystami tego świata. To fakt, że muzyki klasycznej, ale sława za nimi idąca jest chyba podobna.
Z tych doświadczeń wiem tylko jedno. Im był większy artysta, tym skromniejszy życiowo człowiek. W dniach poświęconych na próby i koncerty rozmawiali ze wszystkimi życzliwie, jedli w jadłodajniach zachwycając się pierogami i polskim chłodnikiem. Nie spóźniali się na próby i pytali nawet po latach o zdrowie poznanych wcześniej w Filharmonii ludzi. Szala ze skromnością, przesuwała się w druga stronę wraz z brakiem talentu i sławy.
A dzisiaj? Czy sławne nazwiska nie zostały rozbestwione przez fanów. Czy ci pierwsi, specjalnie, chcąc utrzymać się na pierwszych stronach gazet, sztucznie podtrzymują sobą zainteresowanie? Celebryci tak, prawdziwi artyści nie. Ci chcą, aby oceniać ich tylko przez sztukę. Upewnia to moją ugruntowaną w Filharmonii przez lata opinię.
Wszyscy, którzy gościli u nas w Mieroszowie, jako gwiazdy Festiwalu im Włodka Szomańskiego to cudowni, wspaniali ludzie. Z zadowoleniem jedli chleb ze smalcem i kiszonym ogórkiem, prosili o dokładkę pierogów, życzliwie rozmawiali ze wszystkimi spotkanymi ludźmi, rozdawali autografy i robili sobie zdjęcia. Zachwycali się tak naturalnymi dla nas widokami jak okoliczna przyroda czy wieczorne ogniska. Z największym szacunkiem i artyzmem koncertowali na scenie Mieroszowskiego Domu Kultury i nie dziwili się, że nie ma garderoby na miarę wielkich Sal Koncertowych. Jedni byli z całymi rodzinami, inni sami. Smakosze, wycieczkowicze, szukający spokoju na niwie przyrody, imprezowicze.
Dobrze, że mój dom w czasie Festiwalu, wypełnia cała rzesza przyjaciół, która bierze na barki naszych festiwalowych gości. Przyjaciele, którzy sami są genialnymi aktorami, bądź uznanymi fachowcami, w innych dziedzinach życia. Każdy z nich, poza zawodem, coś innego i wspaniałego potrafi robić. Gotować, bez mięsa, za to smacznie i wyszukanie, mieć cierpliwość, by po raz kolejny pojechać do Chełmska, Domków Tkaczy i Krzeszowa, przygotować ognisko z iluminacją godną tajlandzkiego parku, upiec ziemniaki w ognisku, nie przypalić mięsa na grillu, być naturalnym towarzyszem, który sprawia, że wszyscy czujemy się, jakby znajomość z festiwalowymi gośćmi, trwała już wiele lat. W tym wszystkim znajdują czas na uspakajanie mnie, która chcąc wszystko dopilnować – „sieje panikę”.
Moje nawoływanie, że Mieroszów i okolice są piękne, a Festiwal fantastyczny, sprawiają, że dodatkowo jako goście, przyjeżdżają znajomi, rodzina i dziennikarze. Sama walczę po całych dniach z kolegami z Domu Kultury, a przyjaciele w domu. Wieczorami, próbuję ich porozpieszczać. Jak to robię? Po dniu ciężkiej pracy, do mnie należy (nazwijmy to) – „dbanie o lód”, nie zawsze do oranżady. Nigdy im oficjalnie nie podziękowałam, wychodząc ze skromnego założenia, że robią coś zupełnie naturalnego. Ale szczerze mówiąc, gdyby nie mieli w sercu miłosierdzia i miłości do mnie, powinnam już nie żyć i to przy pierwszym Festiwalu.
Mieroszowskie Centrum Kultury z coraz większą wprawą daje sobie radę z tym festiwalem. Nadskakujemy, jesteśmy uprzejmi, wszystkich chcemy zadowolić. Przy tym jesteśmy już pełni profesjonalni. I choć MCK nie do końca jest logistycznie przygotowane, do tego typu ogromnych wydarzeń artystycznych – ogarniamy. Dlaczego? Bo wszyscy robią wszystko. To idealna zasada na to, żeby być dobrym. Nie ma kierowników i dyrektorów, nie ma podziału na sprzątające i dekoratorki. Widzisz coś nie tak, to poprawiasz. Przy tym nie ma fochów, dyskusji, ani walki. Dlaczego? Bo robimy co kochamy, a lista zadań do wykonania jest bardzo długa. Wiadomo nie od dziś, że każdy koncert i każdy artysta niesie ze sobą swoje indywidualne potrzeby.
A na samym wierzchu siedzi nasza maskotka. Pluszowy, uszyty, piękny Krasnal Szomol, który pilnuje, by wszystko się udało. Ja po cichutku proszę Krasnala, żeby ten Covid już sobie poszedł, bo wszyscy jesteśmy gotowi do dalszych działań i trochę za tym tęsknimy.
Elżbieta Szomańska