Konkurs o „Szklanego Szomola” i przemyślenia pełne wspomnień

Pomimo niepewnego czasu i niepewnych planów, na Konkurs wokalny o „Szklanego Szomola” do Mieroszowa, napływają już pierwsze zgłoszenie. Zawsze wzruszają mnie te wypełnione formularze, w których każdy pisze co śpiewa, jaki ma dorobek artystyczny, a przed wszystkim podaje swój wiek. Bo zgodnie z obowiązującym regulaminem, poniżej 16 roku życia, decyzję o wzięciu udziału oraz opiekę nad konkursowiczem bierze osoba pełnoletnia z rodziny. I tak zdarza się, że na konkurs z młodym wykonawcą przyjeżdża mama, tata, rodzeństwo, czyli cała rodzina. Jest to nie tylko wsparcie emocjonalne dla wykonawcy, ale rodzaj wczaso – terapii dla całej rodziny. Wczasy, bo po próbach i przed koncertami mają czas na zwiedzanie i spacery, a terapia? Bo nerwy, jakie wyzwalane są przy tego typu wydarzeniach, są ogromne. Są sprawdzianem dla całej rodziny. Jak przeżyjesz konkurs, nie rozwiedziesz się z mężem, nie udusisz w myślach dziecka, to jesteście wspaniałą i silną rodziną. Mogę coś na ten temat powiedzieć, jako ta, która przeżyła to w dwójnasób.

Starsza córka brała udział w konkursach skrzypcowych. Nerwy , które towarzyszyły jej występom i czekanie na werdykt były ogromne. Jeszcze gorsze było pocieszanie po konkursie. Tłumaczenie. Nie wygrałaś, ale to koniec świata, bo przed tobą całe życie, kolejnym razem zagrasz lepiej i … no właśnie, i co? O następnym razie nie chciała nawet słyszeć. Ocierając łzy mówiła- tyle wyrzeczeń, tyle ćwiczenia i taka niesprawiedliwość. I muszę powiedzieć, że często dzieci mają rację. Wtedy przechodziliśmy na wyższy stopień tłumaczenia, że takie jest życie, sprawiedliwości nie było i nie będzie, a odczucia w sztuce są subiektywne.

Podobnie, choć w innej dziedzinie muzyki przeżywałam z drugą córką. Bywało, że na jej konkursy jeździliśmy całą rodziną i byliśmy na tyle ukonstytuowani, by być razem z małą wokalistką. Jak wspominam ten czas, to problemy zaczynały się piętrzyć już od pomysłu wzięcia udziału w występie. Najpierw była walka co i jak zaśpiewa. Tu dowódcą był mąż. I choć na co dzień, potrafiło go słuchać jednocześnie ponad sto osób, czyli chór i orkiestra, to muszę powiedzieć, że taktykiem w stosunku do własnego dziecka był słabym i często przegrywał. Śmiałam się z męża, ale nic nie mogę powiedzieć dobrego o swoim dowodzeniu. Jako matka wchodziłam w fazę ostatnią przed konkursem, czyli w co „artystka” się ubierze. Przegrywałam już na początku i na całej linii. Argumenty wysyłane „okopów” były proste. Nie tak jak proponowałam, bo byłam nie życiowa, nie znałam się i na końcu (znacie to słowo), które musi być wypowiedziane w odpowiedni sposób. Wtedy dopiero nabiera specjalnej mocy i niewypowiedzianej treści- MAMO!?

Uzbrojeni w nowe doświadczenia, podenerwowani ruszaliśmy po laury.

To fakt, że nie ma piękniejszego uczucie od dumy, którą czuje rodzic podziwiają swoje dziecko w czasie występów. Czy to w przedszkolu na Dzień Matki, czy na scenie w czasie konkursów. Jego ocena jest „bezstronna i obiektywna”. Wiadomo, moje dziecko było najlepsze i najpiękniejsze. Inne też dobrze grały, czy śpiewały, ale … i tak ma być. Bo to bezcenna moc i siła, którą dajemy na całe życie naszym dzieciom. Dyskutują godzinami jak grać, śpiewać, czy ubra

się na scenę, ale po występach szukają pochwał i aprobaty w naszych zachwyconych oczach. Przyjmują to bez dyskusji, bo nie wiedzą, że to czas i przyszłość zadecyduje, co z tych występów zamieni się karierę i ciężką pracę, a co pozostanie przyjemnym wspomnieniem.

Dlatego my Organizatorzy Konkursu, bardzo fetujemy pojedynczych rodziców i całe rodziny. Ich obecność to dowód, że jesteśmy tak samo ważni dla nich, jak oni dla nas. Dwa lata temu, idąc za tym tropem myślenia, Burmistrz Andrzej Lipiński ufundował nagrodę dla Laureatki Konkursu, która przyjechała z całą rodziną. Był to tygodniowy pobyt w Mieroszowie. Skorzystali i wyjechali oczarowani Mieroszowem, okolicami i życzliwymi ludźmi.

Pracując przy tym wydarzeniu wokalnym, a pamiętając rozczarowania swoich dzieci, staramy się by każdy z laureatów był w jakiś sposób na konkursie uhonorowany. Skoro przeszedł takie „sito”, gdzie wstępnie komisja weryfikacyjna z 70-80- zgłoszeń wybiera 6-7 do finałowego etapu, to już jest dowód, że swoją pasją muzyczną coś sobą reprezentują. To fakt, że Grand Prix jest tylko jedno, ale robienie, aż tak ogromnej różnicy między konkursowiczami jest bez sensu. Dlatego ich zapał do śpiewania, często udaje się przełożyć na wspólną zabawę i przyjaźń, tym bardziej, że to nie jeden konkursowy występ, tylko trzydniowy pobyt w Mieroszowie. Do tego też mają służyć warsztaty wokalne, próby, spotkania i profesjonalnie zorganizowany koncert finałowy, na którym robimy wszystko, żeby poczuli się jak prawdziwe gwiazdy.

Teraz, swoje doświadczenia życiowe mogę spokojnie wykorzystać przy tych młodych „artystach”, którymi wraz z innymi opiekuję się i zapowiadam przy koncertach. Szczególnie, że starsza córka dopięła swego i pomimo nie wygranych wszystkich konkursów, gra w orkiestrze symfonicznej, a druga, ciężko pracuje, sama dopiera repertuar i kręci nosem nad ubiorem, ale już projektantom, którzy mają to wpisane w zawód.

Jak widać to prawda, że nauka nie idzie w las. Do tego potrzebna jest dobra pamięć, żeby przeżycia osobiste nie opuściły naszej wrażliwości. Teraz już rozumiecie Państwo, dlaczego wzruszają mnie te zgłoszenia, dlaczego nie siedzę w jury i dlaczego nie dziwią mnie źle, ponad wiek dobrane piosenki i niebotycznie wysokie buty u wykonawczyń.

Dlatego też bardzo lubię i szanuję ten Konkurs.

Elżbieta Szomańska